ima, wyciągając fałdy nowych, ukośnych draperyi. Gdzieniegdzie wystąpi ściana głazów czarniejszych, gdzieniegdzie ze stosu błędnych kamieni sterczą iglice nagie, bez lodowych koron. Granic ów świat nie ma żadnych. Bo dołem słaniają się chmury ciężkie, przywalając głębie, z których świat ten wyrasta; a na skłonach wznoszą się ogniwa pasem coraz dalszych, widnieją nowe turnie, rozednione błękitnie.
Dołami i w kotlinach hasają jeszcze wichry popędne i borykają się z sobą wśród chmur, ale na wysokościach jest spokój. Chyba że silne żagle orkanu wyśmigną się aż pod eter i runą na flanki czubatów: wówczas ze ścian prostopadłych porywają się płachty śnieżycy, zamącą powietrze burzą białych kwiatów i rozpraszają się po lodniku, grając jak szkło. Milczą atoli niebiosa i wiszą nad szczytami szczytów w nieruchomej bladości. Na niebie stoi słońce, matowe i bez aureoli, słońce, widz obojętny, o którem śpiewa Kalewala, iż nic się przed niem nie skryje. Gdy z obsłon jego wytryśnie więcej światła, powierzchnia martwych niw poczyna błyszczeć jak zwoje falującego atłasu, śniegołomy ciskają kaskadami brylantów, a na rozrębach lodu jawią się ognie zielone. Poczem znów tarcza przygasa, atłas ćmi się i mroczy, lody szczerzą się sino i ciszy krajobrazu nie trąca jaskrawy gwar promieni. Od czoła ciemnych olbrzymów, na których zastygły zygzaki dawnych gromów, rozluźniają się krepy cieniste, płyną powoli, jak myśli, i wsiąkają jak smutek w rzeźbę białych warstw.
I tutaj, między bytem świata a duchem człowieka wiążą się nici spójni ostatecznej.
Któż kiedy z górnych wędrowców pamięta: skąd przyszedł? po co wyszedł? gdzie był początek jego drogi?
Czas ziemski i wieczność nieziemska ważą się tu na szali, kładąc na siebie po bratersku skrzydła. Tak czasem się ważą pamięć i niepamięć, pamięć ulotna i wyższa niepamięć, zawisłszy razem na promyku duszy.
Dusza ludzka zna dwa tylko stany: jest polem walki lub pobojowiskiem. Przez duszę Rodowskiego tyle już walk
Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/289
Ta strona została skorygowana.