Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/292

Ta strona została skorygowana.

krótkim szelestem lodowych okruchów, drży jeszcze ta myśl i dżwięczy nad żałobą zmierzchu, jak drobny owad złocisty, zrywający się do lotu, ale wnet słabnie i zamiera cicho, nie dawszy ani bólu, ani przebaczenia. Więc znów się gmatwa przędza szarej tęczy i ociąga się po nim coraz dotkliwszym ciężarem; wreszcie zaczyna wirować coraz gwałtowniej, snując się z niewidzialnego kłębka coraz grubszym cieniem, aż wreszcie zakuła go w obręcz potężną, która musiałaby się otrzeć o wszystkie oceany bytu, aby wytoczyć się kiedyś sama ze siebie. Tymczasem skrzepło mu niebo w martwą bryłę światła i nigdyby nie zdołał przez nie się przebić. Wszak nie jest słońcem. Z tęczy szarej nie wyjdzie... i może stopniowo w niej uśnie. Zresztą wszelka myśl o przyszłości jest mu natrętna. Chce tylko iść naprzód coraz dalej...
I coraz nowe pochłaniają go wąwoziste rozdoły, coraz głębiej zasypują mu drogę miazgi śnieżnych zatorów, coraz niedostępniejsze zwały i kry zgruchotanego lodu łyskają przed nim w sińcach szmaragdowych, a stronami, poza rumowiskiem szarych albo zrudziałych kamieni, biegną łańcuchy skał coraz innych, smugą kiru wybuchające w błękity.
Na dalekiem niebie trwał jeden mglisty, zapomniany obłok. W powietrzu leżał przepych melancholii i tęsknoty...

............

Gdy Rodowski już osłabł, dzień mimo wczesnej godziny miał się ku schyłkowi. Tarcza słoneczna spłynęła poza horyzont, natomiast w kierunku obszarów Aletschu, między poziomem śnieżnego stopu, a długą ławą odegnanych chmur, wykształcił się pas barwy ceglastej i szybko rozszerzał się, gęstniał, podnosząc pozornie całą wstęgę obłoków ku górze.
Szeregi Alp, widniejące na wyniosłych kulisach, zaczęły przesycać się mrokiem, i gdy zachód przeszedł z tonów rdzawych w różowe, rzeźbiły się zarysem coraz wyraźniej błękitnym. Kiedy zaś poświata słoneczna, przewinąwszy skalę wspaniałych kolorów, stała się niebawem płonącą czerwienią, profile gór ubrały się w płaszcze ciemno-granatowe i zgasły.
Rodowski, chociaż uczuł, że słabnie, dotarł pod skle-