ciężyła na myśli mej zagadka, o której ty powiedziałabyś po prostu, że jest głosem popełnionej winy, nad którą ja uśmiechnąłbym się dawniej ze wzgardą dla wierzeń gminnych, a która teraz niepokoi mię, dopominając się o rozwiązanie, chociaż nie wiem jeszcze jak ją z całokształtem pojęć mych zestroić.
Są, znać, prawdy, których poznanie musi być nam przyniesione na ostrzu życia. Nie bierzemy ich w siebie z książek, ani z ust cudzych, i przenikają one w nas dopiero razem z tem ostrzem. Miałaś słuszność, mówiąc, że różnemi są drogi poznawania.
Przychodzą mi teraz do pamięci słowa twoje:
«Mniejsza o pochodzenie gorzkiej kropli; gdy w czystej duszy jest, dusza ta staje się droższą i szanowniejszą dla człowieka, który ją również czuje i dźwiga w swojej».
Dusza jej stała mi się droższą, odkąd rozpoznałem w niej gorzką kroplę...
Czy, rozszerzając to psychiczne zjawisko, nie możnaby w niem odkryć źródła tej między-ludzkiej miłości, której nigdy pojąć, ani doświadczyć nie mogłem? Czy nie z tych gorzkich kropel, rozsianych po ludzkich duszach, powstaje łańcuch braterstwa ludzkiego? Smutny łańcuch, którego ogniwami są łzy — i może błogosławiony łańcuch, skoro łzy przepaja tęczowymi blaskami pocieszenia!...
Idalia mówić raz zaczęła o jej niby talencie muzycznym, a że zaczepiwszy o przedmiot jaki, wyczerpuje go zwykle do szczegółów, więc dowiedziałem się również o długich studyach muzycznych, odbytych w Paryżu jeszcze za życia matki, i o tem, że teraz długie godziny wieczorne spędza przy fortepianie.
— Jak w puszczy! — żałosnym głosem skarżyła się Idalia i wyrzekała długo na niesłychaną obojętność tej młodej istoty dla licznych ponęt stolicy. Wprawdzie oglądać jej nie potrzebuje, bo zna ją z blizka, niegdyś czas dość długi z matką w niej spędziwszy, ależ są tu rzeczy nowe, z pewnością jej nieznane, jest mnóstwo rzeczy nowych, ciekawych,