Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/321

Ta strona została skorygowana.



V.
NA ZAMCZYSKU.

XXXV.

Nie wiedziała sama, od jak dawna siedzi na ociosanym kamieniu, niegdyś może ozdobie książęcych, albo królewskich krużganków, a dokoła niej, na kobiercu z uwiędłych liści, leżały odłamy cegieł, metali, form architektonicznych, które przed wiekami tkwiły w wyniosłym gmachu potęgi i chwały.
Baśń, nie baśń, istota fantastyczna, która z łona wieków na wieczornice zimowe przybywa w sukni z mrozu i szronu, opowiada, że wznosiło się tu niegdyś zamczysko książąt dumnych, możnych, walecznych, którzy szczęk zwycięskiego oręża roznosili od migdałowych gajów naddnieprzańskich, do usianych bursztynem wybrzeży Bałtyku. Ilekroć orężem nie dzwonili, sprawiali łowy w puszczach takich, jak ta, sprawiali je i w tej, a teraz, gdy w jesienne, lub zimowe noce koguty w budniczych wioskach na północ pieją, z porytych przez borsuki i dziki gruzowisk zamczyska zrywają się i w las pędzą widmowe orszaki myśliwskie. Zgiełk tu wtedy, blask, ruch, gwar. Za Kunigasem swym, jaśniejącym w ciemności bielą gronostajów, jadą na postrojonych rumakach Bojarosy — rycerze, w kołpakach rysich, z dzidami, które wysoko w blaskach pochodni pobłyskują, wielki łowczy, z garbem torby