swe rzadkie ciała, zawieszały na nich długie welony ślubne, lub z głowami, w gałęzie ich wtulonemi, napełniały je bladym oddechem swym dopóty, aż rozemdlone i rozechwiane wzbijały się ku górze białą, przeźroczą rozwieją.
Od tych mar, od nadciągającego zmierzchu, od przelewających się w ostatkach dziennego światła bladych metali i przygasłych dyamentów, od wilgotnych tchnień, rozlewających w powietrzu przypomnienia zimy i łez — rozwlekł się po całym tym ogromnym lesie bezbrzeżny smutek.
Kiedy Seweryna podniosła zamyślone powieki i wzrokiem powiodła dokoła, w pobliżu, o rozłożyste drzewo oparta, stała olbrzymka z białej pary, i nieruchoma, zdawało się, że na coś czeka, patrzy na nią i przyzywa ją ku sobie tajemniczymi znakami rozwiewnych ramion. U stóp olbrzymki, w ostatkach dziennego światła, krwawiło się zwiędłym liściem wklęsłe legowisko sarny. Z niedalekich zarośli wypełzł gad z mgły i, wzdymając się białymi kłęby, podstępnie pełzać zaczął po zwiędłych trawach, po uschłych liściach, po rozrzuconych szczątkach Zamczyska...
Smutno! Dlaczego ona jest tu, gdzie tak smutno? Dlaczego nie uleciała w blask, w gwar, w rozmigotaną stu źrenicami radość życia, pomiędzy groty laurowe i różane, w których śpiewają błękitne ptaki szczęścia? Po co smucić się? Po co tkwić w smutku? Po co cierpieć?
Myślała. Powracały do niej myśli jej dawne, początkiem o wysokie gwiazdy zaczepione, na chwilę znikłe, a teraz zmartwychwstające.
Po co cierpieć? Po co cierpienie w sercu człowieka, na obliczu tej puszczy, w umęczonych duszach pokoleń i ludów?
A czyliż podobna wzrokiem zmysłów ułomnym i wiedzy światłem szczupłem doścignąć kolei i przemian wszystkiego, co powstaje i znika, dla zmysłów i wiedzy znika, ale nie ginie? W świecie ducha, jak w świecie materyi, panują przemiany nieskończone, nieodgadnięte obroty życia i wieczne jego krążenie z formy w formę, z łona do łona, z bytu w byt, a nikt opowiedzieć mi nie zdoła: kędy początek był i kędy
Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/323
Ta strona została skorygowana.