Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/325

Ta strona została skorygowana.

przestaną być one podnietą nieubłaganą, która gna coraz dalej i wyżej, lub srogim wyrzutem, bolącym więcej, aniżeli ból.
— Widziałam go niedawno i był to moment szczęścia, do którego zawsze powracaćbym chciała, ale nie mogę. Nie mogę, bo rzadko bardzo ciało rozluźnia swe więzy i pozwala duszom wstępować w sfery niebieskich zachwyceń.
— Moment to był krótki; zawsze krótkimi bywają momenty zachwyceń i krótką jest również fala ziemskiego życia — lecz jakże nieskończenie długą perspektywą ciągną się fali tej krople-dnie, które od ranków do zmierzchów przebywać trzeba szaro, powszednio, aby o zmierzchach zamykać oczy do snów powszednich, lub łzawych!
Zakryła dłońmi twarz i zapłakała. Serce jej, patrząc w długą perspektywę dni szarych, powszednich, i snów powszednich, lub łzawych, drżało w piersi, jak drży ptak, ściśnięty w dłoni, o której wie, że nie rozemknie się nigdy i nie pozwoli mu wzlecieć na bzy majowe, w gorące złoto słońca. Ale w tem sercu, drżącem przed obliczem surowego życia, nie było buntu ani gniewu, i płynące z niego łzy, osychając ne jej policzkach i rękach, łączyły się w powietrzu z przepajającemi je łzami natury.
Gdy tak płakała, poczęły się dziać wkoło niej nowe dziwy. Tu, owdzie, ozwały się i błądzić po lesie zaczęły ciężkie, przeciągłe westchnienia. Nie pochodziły od wiatrów, ani od drzew, ani od wód; czuć w nich było piersi żyjące i utęsknienia niezmiernego pełne.
Były to łosie, które w porze kochania tułają się po wieczornych zmierzchach, wzdychając.
Och! och! rozbrzmiewało kędyś w oddali; oooch! rozmnażającemi się coraz echami odpowiadały inne piersi uciśnione. Aż rozsypały się te wzdychania po wszystkich stronach lasu i czuć było, że wychodziły w oddali za las, na pola, w świat, aż pełnemi ich stały się las i powietrze, a na ziemi, pod niebem, w lesie, na polach, na świecie zdawało się nic już nie istnieć, prócz ciężkiej tęsknoty.