Strona:PL Orzeszkowa - Listy vol1.djvu/262

Ta strona została przepisana.

nie była. Ale byłam i widziałam Flirt. Szczerze mówię Panu, że ta wyborna komedia i zabawiła mię ogromnie, i wzruszyła bardzo. Nawet przy dobrej znajomości krytyki naszej nie byłabym nigdy przypuściła, aby Pan z jej powodu mógł mieć nieprzyjemności jakiekolwiek. Omyliłam się. Znać za mało jeszcze znałam krytykę i — Warszawę.
O pierwszej — cóż mówić? Nie posiadamy jej wcale i trzeba to sobie raz powiedzieć a wyrzec się z tej strony nadziei wszelkich. Jeden Chmielowski, ale ten zajęty przeważnie rzeczami staremi i pióro ma bardzo ciężkie. Bogusławski ma piękne pióro i wielkie znawstwo, ale to człowiek kliki, za którą końca nosa nie wysuwa. Zresztą — recenzenci po sześć groszy od wiersza, pseudonimy i anonimy. Szermuje to biedactwo na prawo i lewo samo nie wiedząc, co czyni, byle więcej zarobić. Jeske-Choiński jest w tej świątyni arcykapłanem, dość powiedzieć. Raz w któremś piśmie Kosiakiewicz ostro sądził Konopnickę. Rzecz śmiechu warta. Książąt literatury oddają w ręce kuchcików literackich — nierzadko osmolone — aby niemi w piłkę grali. Bawią się też niewiniątka. Ale książęta powinni na tę zabawkę ich kosztem z góry patrzeć. Nic tu nie pomoże i nic nie zaszkodzi. Kuchcik zostanie kuchcikiem, a książę książęciem. Jeden Sienkiewicz ma szczęście do wszystkich bez wyjątku. Prawda, że to talent wielki, ale że i moda także, to pewna. Można nie być tak modnym i stawać się niekiedy ofiarą czeladzi literackiej, obrabiającej za grosze sławę majstrów, a niemniej być bardzo szanowanym, kochanym i pożytecznym. Pan jest w tem położeniu. Niech Pan nigdy nie myśli: „Czy warto?“ Ach, jak warto i jak koniecznie trzeba!
Ze mną — co innego. Nie zapieram się niejakich zdolności pisarskich, mam je, może nawet nienajmniejsze, ale gdyby Pan wiedział, gdyby Pan wiedział, w jak wyjątkowych warunkach żyję i pracuję, dziwiłby się Pan, że pracowałam tak długo. Ale Pan nie wie i nikt może nigdy wiedzieć nie będzie, nawet nie chcę, aby ktokolwiek wiedział. Nie materialne warunki tu winne, są one aż nadto dobre, ale rzeczy społeczne naprzód, a potem i osobiste. Człowiek płynie przeciw wodzie długo, ale na koniec, jeżeli do brzegu nie przypłynie, musi utonąć. Z moją pracą jest w tej chwili bardzo źle, nie wiem, czy kiedykolwiek lepiej będzie. Gryzie mię to, ale rady nie ma. Może jeszcze rozwidni się na chwilę, a może nie. Ot, powiem Panu, że bez obawy ani żałości myślę o chwili, w której ściemni się na zawsze, choćby była bliską.

Lato spędziłam jak zawsze na wsi, nad Niemnem, w miejscu pięknem[1], wśród pól i lasów. Oddawałam się tam swojej pasji botanicz-

  1. W Poniemuniu pod Grodnem.