zmian w technicznej stronie, a jednak bezwątpienia wyraz twarzy uległ zmianie. To nie było złudzenie. Fakt był straszliwie wyraźny.
Rzucił się na krzesło i zagłębił w myślach. Nagle błysnęły mu słowa, które w dniu ukończenia obrazu wypowiedział w pracowni Bazylego Hallwarda. Tak, przypominał sobie doskonale. Wygłosił szalone życzenie, aby on sam pozostał młody, a obraz zestarzał się aby własna jego uroda nie zwiędła, a twarz na płótnie nosiła brzemię jego namiętności i grzechów; aby wymalowane oblicze skaziły brózdy cierpienia i myśli, on zaś aby zachował delikatny kwiat i wdzięk młodości, którą dopiero co sobie uświadomił. Czyżby się jego pragnienie ziściło? To przecież niemożliwe. Sama myśl o tem była potworna. A jednak obraz wisiał przed nim, a wokół ust widniał rys okrucieństwa.
Okrucieństwo! Czyżby był okrutny? To była wina dziewczyny, nie jego. Marzył o niej, jako o wielkiej artystce, ofiarował jej swoją miłość, gdyż uważał ją za wielką. A ona go zawiodła. Okazała się płytka i niegodna. A jednak ogarnęło go uczucie bezgranicznego żalu, gdy sobie uprzytomnił, jak leżała u jego nóg, łkając niby dziecię. Przypomniał sobie, jak obojętnie przypatrywał się jej. Dlaczego miał taki charakter? Dlaczego dana mu była taka dusza? Ale i on cierpiał. Podczas tych trzech strasznych godzin przedstawienia przeżył wieki cierpienia, tysiąclecia katuszy. Jego życie warte było tyleż, co jej. Jeśli on zranił ją na całe życie, ona zniszczyła mu chwilę. Zresztą, kobiety nadają się bardziej do cierpienia, niż mężczyźni. Żyją tylko uczuciami. Myślą tylko o uczuciach. Jeśli sobie biorą kochanka, to poto, aby mieć kogoś, komu mogą
Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/118
Ta strona została przepisana.