Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/140

Ta strona została przepisana.

stało. Jedynie słowo, powiada Harry, nadaje rzeczom realny byt. Zresztą ona nie był jedynem dzieckiem. Jest jeszcze syn, pewnie piękny chłopak. Ale on nie jest na scenie. Marynarz, czy coś w tym rodzaju. A teraz opowiedz mi o sobie i o swoich pracach.
— Poszedłeś do Opery? — zapytał Hallward bardzo wolno, z tłumionym bólem w głosie. — Poszedłeś do Opery, gdy Sybilla Vane leżała w jakiemś brudnem mieszkaniu? Możesz mówić ze mną o innych czarujących kobietach, o Patti, która śpiewa bosko, zanim dziewczyna, którą kochałeś, zaznała bodaj spokoju w grobie? Kiedy drobne jej zwłoki czeka okropny rozkład!
— Dość, Bazyli! Nie chciałem tego słyszeć! — zawołał Dorjan, zrywając się na równe nogi. — Nie wolno ci mówić o tem. Co się stało, stało się. Co minęło, minęło.
— Dzień wczorajszy nazywasz przeszłością?
— Cóż oznacza czas, który rzeczywiście upłynął? Głupcom tylko potrzeba lat, aby się uwolnić od jakiegoś uczucia. Człowiek, który jest panem siebie samego, może położyć kres zmartwieniu równie szybko, jak znaleźć sobie rozrywkę. Nie chcę być igraszką swych uczuć. Chcę ich używać, korzystać z nich, władać niemi.
— Dorjanie, to okropne! Coś cię zmieniło zupełnie. Wyglądasz jeszcze tak samo uroczo, jak wówczas, gdy codzień przychodziłeś do mojej pracowni i pozowałeś mi do portretu. Ale wtedy byłeś prosty, naturalny i wrażliwy. Byłeś najbardziej niezepsutą istotą w świecie. Teraz, nie wiem, co się z tobą stało. Mówisz, jakbyś nie miał serca, nie miał litości. To wpływ Harry'ego. Widzę to.
Chłopiec zaczerwienił się, podszedł do okna i przez kilka minut spoglądał w zielony, migo-