Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/141

Ta strona została przepisana.

czący, zalany słońcem ogród. — Bardzo wiele zawdzięczam Harry'emu, Bazyli, — rzekł wreszcie, — więcej, niżeli tobie. Ty nauczyłeś mię tylko próżności.
— Tak, spotkała mię za to kara, Dorjanie — ale spotka mię jeszcze kiedyś.
— Nie wiem, co masz na myśli, Bazyli, — zawołał Dorjan Gray, odwracając się. — Nie wiem, czego chcesz. Czego ty chcesz?
— Chcę owego Dorjana Gray'a, którego malowałem, — rzekł artysta smutno.
— Bazyli, — rzekł chłopiec, podchodząc do niego i kładąc mu dłoń na ramieniu, — przyszedłeś za późno. Wczoraj, gdy usłyszałem, że Sybilla Vane zabiła się — —
— Zabiła się! Wielkie nieba! Czy to pewne? — zawołał Hallward, spoglądając na niego z przerażeniem.
— Mój drogi Bazyli! Nie sądzisz chyba, że to był zwykły przypadek? Oczywiście zabiła się sama.
Starszy z mężczyzn ukrył twarz w dłoniach. — Okropność, — szepnął, i przeniknął go dreszcz.
— Nie, — rzekł Dorjan Gray, — niema w tem nic okropnego. To jedna z wielkich romantycznych tragedyj naszej epoki. Z reguły aktorzy wiodą życie jak najpospolitsze. Są dobrymi mężami, dobremi żonami, czy czemś podobnie nudnem. Wiesz, co mam na myśli — cnotę drobnomieszczańską i tak dalej. Jakże inną była Sybilla! Życie jej było najpiękniejszą tragedją. Zawsze była bohaterką. Ostatniego wieczora — tego wieczora, gdy ją widziałeś — grała źle, bo poznała rzeczywistość miłości. Kiedy poznała jej nierzeczywistość, umarła, jak umarłaby Julja. Cofnęła się w sferę sztuki. Miała w sobie coś z męczen-