Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/145

Ta strona została przepisana.

— Nie mogę zobaczyć własnego dzieła! nie mówisz tego poważnie. Dlaczegóż nie miałbym go zobaczyć? — zawołał Hallward ze śmiechem.
— Jeśli będziesz usiłował zobaczyć go, Bazyli, słowo honoru, że póki życia nie odezwę się do ciebie więcej. Mówię poważnie. Nie dam ci wyjaśnienia i nie żądaj go. Ale pamiętaj, jeśli dotkniesz tego parawanu, wszystko między nami skończone.
Hallward stał jak rażony gromem. Spoglądał na Dorjana Gray'a w zupełnem oszołomieniu. Nie widział go takim nigdy jeszcze. Chłopiec był blady z gniewu, a białka jego oczu wyglądały jak krążki z błękitnego ognia. Drżał na całem ciele.
— Dorjanie!
— Nie mów!
— Ale co się stało? Oczywiście nie nalegam, jeżeli sobie nie życzysz, abym zobaczył obraz, — rzekł malarz chłodno, odwracając się i podchodząc do okna. — Naprawdę, to przecież niedorzeczność, że nie wolno mi zobaczyć własnego obrazu, zwłaszcza, że jesienią chciałem go wystawić w Paryżu. Będę go musiał zapewne przedtem jeszcze raz powerniksować, tak że muszę go jednak kiedyś zobaczyć, dlaczegóż więc nie dzisiaj?
— Wystawić go! Chcesz go wystawić? — zawołał Dorjan Gray, przejęty dreszczem zgrozy. Więc świat miał poznać jego tajemnicę? Ludzie mają przejrzeć misterjum jego życia? To niemożliwe. Czuł, że coś — nie wiedział co — musi się stać natychmiast.
— Tak; spodziewam się, że nie będziesz miał nic przeciwko temu. Georges Petit chce zebrać moje najlepsze prace i urządzić specjalną