poprosiłem lady Brandon, aby mię przedstawiła. A może to w rzeczywistości nie było jednak takie nierozważne. Poprostu było nieuniknione. I bez prezentacji mówilibyśmy z sobą. Jestem tego pewien. Dorjan także mi to później powiedział. I on czuł, że przeznaczenie chciało, abyśmy się poznali.
— A jak lady Brandon opisała tego cudownego młodzieńca? — zapytał lord Henryk — Wiem, że daje ona zwykle krótkie „précis” o każdym ze swych gości. Przypominam sobie, jak przedstawiając mi kiedyś pewnego starszego pana o wyglądzie brutalnym i czerwonym, obwieszonego orderami i wstęgami, tragicznym szeptem, który każdy w pokoju mógł doskonale słyszeć, oznajmiała mi na ucho najbardziej zdumiewające szczegóły. Uciekłem poprostu. Lubię sam ludzi poznawać. Ale lady Brandon postępuje ze swymi gośćmi jak licytant z towarem. Albo wydaje ich odrazu na łup, albo opowiada o nich wszystko, prócz tego, coby się chciało wiedzieć.
— Biedna lady Brandon! Źle ją traktujesz, Harry! — rzekł Hallward z roztargnieniem.
— Mój kochany, chciała otworzyć salon, a udało jej się tylko założyć restaurację. Czy mogę ją podziwiać? Ale co powiedziała o mr. Dorjanie Gray’u?
— O, coś w tym rodzaju, „Czarujący chłopiec — dobra matka i ja jesteśmy nierozłączone. Zapomniałam zupełnie — czem on się zajmuje — obawiam się, że niczem — ach, tak, gra na fortepianie — czy też na skrzypcach, drogi mr. Gray?” Musieliśmy się roześmiać obaj i odrazu zostaliśmy przyjaciółmi.
— Śmiech to nienajgorszy początek przyjaźni, a z pewnością najlepszy jej koniec, — rzekł młody lord zrywając drugą stokrotkę.
Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/15
Ta strona została skorygowana.