Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

z delikatnych, szkarłatnych warg ów rys okrucieństwa, może będzie mógł pokazać światu arcydzieło Bazylego Hallwarda,
Nie; to niemożliwe. Z godziny na godzinę, z tygodnia na tydzień obraz na płótnie będzie starszy. Może uniknąć brzydoty grzechu, ale nie uniknie brzydoty starości. Policzki muszą się stać zapadłe i zwiędłe. Żółte obwódki otoczą wyblakłe oczy i zeszpecą je. Włosy utracą blask, usta staną się zapadłe i wklęsłe, śmieszne i głupie, jak usta starców. Szyja pofałduje się, dłonie staną się zimne, pokryte niebieskiemi żyłami, ciało skurczy się, jak ciało dziadka, który taki był dla niego surowy. Portret ten musi pozostać ukryty. Nie było innej drogi.
— Proszę go wnieść tutaj, mr. Hubbard, — rzekł Dorjan Gray znużonym głosem; odwrócił się. — Przepraszam, że pana tak długo wstrzymałem. Myślałem o czemś innem.
— Wypoczynek zawsze się przyda, mr. Gray, — odparł ramiarz, który jeszcze nie odzyskał tchu. — Gdzie go postawić, sir?
— O, gdziekolwiek. Tutaj: tak będzie dobrze. Nie chcę go wieszać. Niech go pan oprze o ścianę. Dziękuję.
— Czy można zobaczyć to dzieło sztuki, sir?
Dorjan drgnął. — Nie zaciekawi pana, mr. Hubbard, — rzekł, nie spuszczając go z oczu. Czuł, że rzuciłby się na niego i powalił go na ziemię, gdyby chciał podnieść wspaniałą zasłonę, kryjąca tajemnicę jego życia. — Nie będę pana dłużej zatrzymywał. Jestem panu badzo wdzięczny za uprzejmość.
— Bynajmniej, bynajmniej, mr. Gray. Zawsze do usług, jeśli mogę uczynić coś dla pana, sir. — I mr. Hubbard zszedł ze schodów, a cze-