Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/161

Ta strona została przepisana.

czytać. Po kilku minutach zapomniał o wszystkiem dokoła. Była to najdziwniejsza książka, jaką kiedykolwiek czytał. Grzechy świata odziane w piękne szaty zdały się przeciągać przed nim w niemym korowodzie pod dźwięk łagodnych tonów fletu. Rzeczy, o których marzył niejasno, stawały przed nim nagle w całej rzeczywistości. Rzeczy, o których nigdy nie marzył, objawiały się zwolna.
Była to powieść bez akcji, występował w niej jeden tylko charakter, który był jedynie psychologicznem studjum młodego paryżanina, który podejmuje próbę przeżycia w wieku dziewiętnastym wszelkich namiętności i wszelkich systemów myślowych, jakie istniały we wszystkich stuleciach, prócz jego własnego, i który kochając gwoli ich nienaturalności zarówno owe drogi wstrzemięźliwości, które ludzie nazywają cnotami, jak i owe naturalne bunty, które mędrcy dziś jeszcze zwą grzechami, chce niejako zespolić w sobie wszystkie nastroje, którym podlegał kiedykolwiek duch świata. Styl książki był owym przedziwnie misternym stylem, zarazem żywym i ciemnym, pełnym żargonu i archaizmów, wyrażeń technicznych i starannych parafraz, który charakteryzuje dzieła niektórych najsubtelniejszych pisarzy francuskiej szkoły symbolistów. Były w nim metafory równie niezwykłe, jak orchidee, i równie delikatne w barwie. Życie zmysłów odmalowane było słowami mistycznych filozofów. Wątpiło się chwilami, czy się czyta ekstatyczne słowa średniowiecznego świętego, czy chorobliwe wyznania współczesnego grzesznika. Była to zgubna książka. Z kart jej unosiła jakby ciężka woń kadzideł, przyćmiewająca umysł. Sama kadencja zdań, subtelna monotonja ich melodji, tak pełna zawikła-