o tych, co są zarazem bogaci i ujmujący. Czuje ono instynktownie, że formy są ważniejsze niż moralność, a w jego oczach najwyższa czcigodność mniej jest warta, niż posiadanie dobrego kucharza. I licha to zaiste pociecha powiedzieć komuś, że człowiek który mu dał skąpy obiad lub kiepskie wino, prowadzi nienaganny tryb życia. Nawet cnoty główne nie są w stanie okupić nawpół zimnych „entrées”, jak to zauważył kiedyś lord Henryk w rozmowie na ten temat; a może na poparcie jego zdania dałoby się wiele przytoczyć. Gdyż zasady życia towarzyskiego są, a przynajmniej powinny być, te same, co zasady sztuki. Forma jest rzeczą najistotniejszą. Powinna ona posiadać godność ceremonji i jej nierealność, powinna łączyć w sobie nieszczery charakter gry romantycznej z dowcipem i pięknością, czyniącemi grę taką rozkoszą. Czyż nieszczerość jest czemś tak strasznem? Nie sądzę. Jest ona tylko sposobem zwielokrotnienia naszej osobowości.
Takie było przynajmniej zdanie Dorjana Gray'a. Dziwił się płytkiej psychologji tych, co uważali „ja” ludzkie za coś prostego, trwałego, pewnego, jednorodnego. Dla niego człowiek był istotą o miljardach żywotów i miljardach uczuć, istotą skomplikowaną, wielorodną, noszącą w sobie dziwną spuściznę myśli i namiętności, której ciało nawet pokryte było potwornemi chorobami umarłych. Lubił włóczyć się po wysokiej, zimnej galerji obrazów w swojej willi i oglądać portrety tych, których krew płynęła w jego żyłach. Był tam Filip Herbert, którego opisał Francis Osborne w swych „Pamiętnikach z czasów królowej Elżbiety i króla Jakóba”, jako człowieka „psutego bardzo na Dworze z powodu pięknej twarzy, która mu jednak niedługo pozostała”.
Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/182
Ta strona została przepisana.