— Tak: idzie o śmierć lub życie, Alanie, i więcej, niż dla jednego człowieka. Siadaj.
Campbell siadł przy stole, Dorjan naprzeciw niego. Oczy ich spotkały się. W wejrzeniu Dorjana była bezgraniczna litość. Wiedział, że to, co zamierzał uczynić, było straszne.
Po chwili dręczącego milczenia Dorjan pochylił się i rzekł bardzo spokojnie, ale badając na twarzy gościa wrażenie każdego słowa: — Alanie, na poddaszu tego domu, w zamkniętym pokoju, do którego nikt prócz mnie nie ma dostępu, siedzi przy stole trup. Umarł przed dziesięciu godzinami. Nie zrywaj się i nie patrz na mnie w ten sposób. Kim jest ten człowiek, dlaczego umarł, jak umarł, to sprawy, które cię nie obchodzą. Jedyne, co masz uczynić, to — —
— Dość, Gray. Nie chcę wiedzieć nic więcej. Nie obchodzi mnie, czy to, co powiedziałeś, jest prawdą, czy nie. Zabraniam ci stanowczo wciągać mię w swoje życie. Zachowaj swe straszliwe tajemnice dla siebie. Nie obchodzą mię już.
— Alanie, będą cię musiały interesować. Ta tajemnica będzie cię musiała interesować. Sprawiasz mi ból, Alanie. Ale nie umiem sobie poradzić. Ty jesteś jedynym człowiekiem, który może mię uratować. Muszę cię wciągnąć do tej sprawy. Nie mam wyboru. Alanie, jesteś człowiekiem nauki. Znasz się na chemji i innych podobnych rzeczach. Robiłeś doświadczenia. Jedyne, co masz zrobić, to zniszczyć te zwłoki na górze — zniszczyć tak, aby śladu po nich nie pozostało. Nikt nie wie, że ten człowiek wszedł do mego domu. Wszyscy sądzą, że jest on teraz w Paryżu. Przez szereg miesięcy nie dostrzeże się jego braku. A kiedy się dostrzeże, nie powinno po nim być śladu. Ty, Alanie, musisz zmienić jego trupa
Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/214
Ta strona została przepisana.