Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/216

Ta strona została przepisana.

— Morderstwo! Na Boga, Dorjanie, więc już do tego doszedłeś? Nie wydam cię. To nie moja sprawa. Zresztą i bez mojej interwencji możesz być pewien aresztowania. Nikt nie popełnia zbrodni, nie robiąc jednocześnie jakiegoś głupstwa. Ale ja nie chcę z tem mieć do czynienia.
— Musisz z tem mieć do czynienia. Czekaj, czekaj chwilę; wysłuchaj mnie. Tylko wysłuchaj, Alanie. Wszystko, czego wymagam od ciebie, to tylko eksperyment naukowy. Chodzisz do szpitali i kostnic, a okropności, które tam widzisz, nie przerażają cię. Gdyby człowiek ten leżał na zakrwawionym stole w pokoju sekcyjnym lub w cuchnącem labolatorjum, otoczony czerwonemi ściekami, przez które spływa ze stołu krew ludzka, patrzałbyś na niego poprostu jak na wyśmienity przedmiot badań. Włosby ci nie drgnął. Nie przyszłoby ci na myśl, że robisz coś złego. Przeciwnie, miałbyś zapewne wrażenie, że spełniasz coś dobrego dla ludzkości, że pomnażasz sumę wiedzy w świecie, zaspokajasz ciekawość duchową lub coś podobnego. To, czego od ciebie żądam, robiłeś już nieraz. Zniszczyć zwłoki musi być nawet znacznie mniej straszne, niż to, co zwykłeś czynić. A pamiętaj, te zwłoki są jedynym dowodem przeciwko mnie. Jeśli zostaną odkryte, jestem zgubiony; a zostaną odkryte, jeśli mi nie pomożesz.
— Nie mam zamiaru pomagać ci. Zapominasz o tem. Cała ta sprawa jest mi poprostu obojętna. Nie obchodzi mnie ona nic.
— Alanie, proszę cię. Pomyśl, w jakim znajduję się położeniu. Przed twojem przyjściem omal nie zemdlałem ze strachu. Ty sam mógłbyś kiedyś poznać ten strach. Nie! nie myśl o tem. Spójrz na rzecz wyłącznie z naukowego punktu