Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/217

Ta strona została skorygowana.

widzenia. Nie pytasz przecież, skąd pochodzą zwłoki, nad któremi dokonujesz eksperymentów. Nie pytaj i teraz. Powiedziałem ci już za wiele. Ale proszę cię o to jedno tylko. Byliśmy niegdyś przyjaciółmi, Alanie.
— Nie mów o owych czasach, Dorjanie: one umarły.
— Umarli nie chcą niekiedy odejść. Ten człowiek nagórze nie chce odejść. Siedzi przy stole z pochyloną głową i rozpostartemi ramionami. Alanie! Alanie! jeśli mi nie pomożesz, jestem zgubiony. Powieszą mnie, Alanie! Czy ty rozumiesz? Powieszą mię za to, co zrobiłem.
— Niema celu przedłużać tej sceny. Stanowczo odmawiam uczynienia czegokolwiek w tej sprawie. Szaleństwem jest z twojej strony żądać ode mnie tego.
— Odmawiasz?
— Tak.
— Proszę cię, Alanie.
— Daremnie.
Ten sam wyraz litości ukazał się w oczach Dorjana Gray’a. Potem wyciągnął rękę, wziął kawałek papieru i napisał coś. Przeczytał to dwa razy, złożył starannie i przesunął przez stół. Potem wstał i podszedł do okna.
Campbell spojrzał na niego zdumiony, wziął papier i rozwinął go. Kiedy go przeczytał, twarz jego okryła się upiorną bladością; opadł bezsilnie na krzesło. Ogarnęło go straszne wrażenie, że jest chory. Zdało mu się, że serce jego w pustej pieczarze zatłucze się na śmierć.
Po dwóch, trzech minutach strasznego milczenia Dorjan odwrócił się, podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.