Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/233

Ta strona została przepisana.

— Dobrze, Dorjanie. Spodziewam się, że wstąpisz jutro na herbatę. Księżna będzie.
— Postaram się przyjść, Harry, — rzekł Dorjan, wychodząc. Jadąc do domu, wiedział, że lęk, który, jak mu się zdawało, zdusił, powraca jednak. Przypadkowo pytanie lorda Henryka wyprowadziło go na chwilę z równowagi, a równowaga była mu teraz potrzebna. Trzeba było zniszczyć niebezpieczne przedmioty. Wzdrygnął się. Nie mógł znieść myśli o dotknięciu ich.
A przecież trzeba to było zrobić. Wiedział o tem i zamknąwszy drzwi bibljoteki, otworzył ukrytą szafkę, do której wrzucił walizkę i płaszcz Bazylego Hallwarda. Na kominku palił się duży ogień. Dorzucił jeszcze kilka polan. Zapach tlącego się sukna i skóry był straszny. Trzy kwadranse trwało, zanim wszystko było spalone. Pod koniec czuł się zupełnie wyczerpany i chory, zapalił kilka pastylek algerskich w miedzianej kadzielnicy, a ręce i twarz przemył zimnym octem piżmowym.
Nagle drgnął. Oczy jego nabrały dziwnego blasku, nerwowo zagryzł wargi. Pomiędzy dwoma oknami stała wielka szafa florencka z hebanu, inkrustowanego słoniową kością i lazurytem. Patrzał na nią, jak na coś, co go pociągało, a jednak przejmowało lękiem, jakby zawierała coś, czego pożądał, a co go niemal napawało wstrętem. Oddech jego stał się szybszy. Ogarnęło go dzikie pożądanie. Zapalił papierosa i rzucił go. Powieki jego opadły, długie rzęsy dotykały prawie policzków. Ale ciągle jeszcze patrzał na szafę. Wreszcie zerwał się z kanapy, podszedł do szafy i otworzył ją i dotknął ukrytej sprężyny. Trójkątna szuflada wyskoczyła. Palce jego zbliżyły się do niej instynktownie, zagębiły się