Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/236

Ta strona została przepisana.

nie istniała za to pokuta! ale jeśli przebaczenie było niemożliwe, możliwe było zapomnienie, postanowił więc zapomnieć, wymazać to z pamięci, zdeptać, jak się depcze żmiję, gdy kąsa. Bo i jakież prawo miał Bazyli mówić do niego tak, jak mówił? Kto uczynił go sędzią nad innymi? Powiedział rzeczy, które były straszne, potworne, nie do zniesienia.
Dorożka wlokła się naprzód, zdawało mu się, że coraz wolniej. Otworzył okienko i zawołał na woźnicę, aby jechał szybciej. Ohydny głód opjum zaczął go nękać. Gardło paliło go, a delikatne jego dłonie zaciskły się kurczowo. Jak szalony uderzył konia laską. Dorożkarz roześmiał się i uderzył batem. Gdy się Dorjan roześmiał, woźnica zamilkł.
Droga wydała mu się nieskończenie długą, a uliczki wyglądały jak czarne sieci pełzającego pająka. Monotonja stawała się nieznośna, a gdy mgła zgęstniała, uczuł lęk.
Przejeżdżali koło odosobnionych cegielni. Mgła przerzedziła się, mógł rozróżniać dziwne piece w kształcie flaszek, z żółto-czerwonemi, wachlarzowatemi językami płomieni. Gdy przejeżdżali, zaszczekał pies, a wdali odezwała się mewa wędrowna. Koń potykał się w bróździe, potem uskoczył wbok i pomknął raźniej.
Po pewnym czasie pozostawili za sobą gliniastą szosę i jechali znowu przez źle wybrukowane ulice. Większość okien tonęła w ciemnościach, ale tu i ówdzie na oświetlonych firankach ukazywały się fantastyczne sylwetki cieniów. Patrzał nie z ciekawością. Poruszały się jak potworne marjonetki i wykonywały ruchy żywych istot. Nienawidził ich. Głucha wściekłość wrzała w jego sercu. Gdy skręcili na rogu, jakaś