Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/260

Ta strona została przepisana.

— Podstawą plotek jest niemoralna pewność, — rzekł lord Henryk, zapalając papierosa.
— Poświęciłbyś każdego, Harry, za jeden epigramat.
— Świat idzie z własnego popędu na ołtarz ofiarny, — brzmiała odpowiedź.
— Chciałbym móc kochać, — zawołał Dorjan Gray z głębokim tonem patosu w głosie. — Ale zdaje mi się, że zatraciłem namiętność i zapomniałem pożądania. Jestem zbyt skoncentrowany na sobie. Własna osobowość stała mi się ciężarem. Chcę uciec, odejść, zapomnieć. Głupio było wogóle z mojej strony, że tu przyjechałem. Myślę, że zatelegrafuję do Harvey, aby przygotowano jacht. Na jachcie jest się bezpieczniejszym.
— Bezpieczniejszym przed czem, Dorjanie? Trapi cię jakiś niepokój. Dlaczego mi nie powiesz, co to jest? Wiesz przecież, że dopomógłbym ci.
— Nie mogę ci tego powiedzieć, Harry, — odpowiedział Dorjan smutno. — Jestem zresztą sam pewien, że to tylko twór mojej wyobraźni. Ten nieszczęśliwy wypadek wytrącił mię z równowagi. Mam straszne przeczucie, że spotka mię coś podobnego.
— Co za absurd!
— I ja tak myślę, ale nie mogę wpłynąć na to, że mam takie uczucie. Ach! Ale oto księżna. Wygląda pani, jak Artemida w stroju spacerowym. Jak pani widzi, wróciliśmy, księżno.
— Słyszałam o wszystkiem, mr. Gray, — odpowiedziała księżna. — Biedny Geoffrey zupełnie stracił głowę. A przytem pan prosił go, aby nie strzelał do zająca. Jakie to dziwne!
— Tak, to było dziwne. Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Kaprys zapewne. Taki był