Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/263

Ta strona została przepisana.

kurjer do miasta i kazał zaprząc na pół do dziewiątej. Nie chciał spędzić ani jednej nocy więcej w Selby Royal. Było to miejsce, pełne złych przeczuć. Śmierć chodziła tu w słońcu. Trawa w lesie splamiona była krwią.
Następnie skreślił bilet do lorda Henryka, donosząc mu, że jedzie do miasta poradzić się lekarza, i prosząc, aby tymczasem bawił jego gości. Kiedy wkładał bilet do koperty, zapukano i służący oznajmił, że pierwszy naganiacz chce z nim mówić. Zmarszczył brew i zagryzł wargi. — Niech wejdzie, — rzekł po chwili wahania.
Gdy naganiacz wszedł, Dorjan wyjął z szuflady książeczkę czekową i otworzył ją.
— Przychodzicie pewnie z powodu tego nieszczęśliwego wypadku, który się wydarzył rano, Thorntonie? — zapytał, ujmując pióro.
— Tak, sir, — odpowiedział naganiacz.
— Czy ten biedak był żonaty? Czy miał kogoś na utrzymaniu? — zapytał Dorjan znudzony. — Jeżeli tak, niech nie zaznają nędzy, poślę im, co uważacie za potrzebne.
— Nie wiemy, kto on jest, sir. Dlatego pozwoliłem sobie przyjść tutaj.
— Nie wiecie, kto on jest? — zapytał Dorjan obojętnie. — Jak to rozumiecie? Czy to nie był któryś z waszych ludzi?
— Nie, sir. Nigdy go przedtem nie widziałem. Zdaje się, że to jakiś marynarz, sir.
Pióro wypadło z ręki Dorjana, zdawało mu się, że serce przestaje w nim bić.
— Marynarz? — zawołał. — Marynarz, powiadacie?
— Tak, sir. Wygląda jak marynarz; tatuowany jest na obydwóch ramionach i tak dalej.