Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/49

Ta strona została przepisana.

— I tak też jest. Dlatego też śpieszno im, jak Ewie, aby się z niego wydostać, — rzekł lord Henryk. — Dowidzenia, wuju Jerzy. Spóźniłbym się na lunch, gdybym został dłużej. Dziękuję za informacje. Rad jestem zawsze wiedzieć wszystko o nowych przyjaciołach, a nic o starych.
— Gdzie będziesz jadł Harry?
— U ciotki Agaty. Zaprosiłem się wraz z mr. Gray’em. To jej ostatni protegowany.
— Hm! powiedz więc swojej ciotce Agacie, Harry, aby mi zaoszczędziła wreszcie swych historyj dobroczynnych. Mam ich dość. Ta dobra kobieta przypuszcza zapewne, że nie mam nic do roboty, tylko wystawiać czeki na jej głupie zachcianki.
— Dobrze, wuju Jerzy, powiem jej to, ale to nic nie pomoże. Filantropi nie mają zmysłu humanitarności. To ich cecha charakterystyczna.
Stary pan mruknął potakująco i zadzwonił na służącego. Lord Henryk szedł wzdłuż niskich arkard na Burlington Street, potem skręcił na Berkeley Square.
Więc taka była historja rodziców Dorjana. A choć usłyszał ją tylko w grubych zarysach, wzruszyła go jednak uczuciem dziwnej, prawie współczesnej romantyki. Piękna kobieta, która oddała wszystko gwoli szalonej namiętności. Kilka tygodni szczęścia, przerwanych ohydną, zdradziecką zbrodnią. Miesiące niemej męki, a potem dziecko, zrodzone w bólach. Matka porwana przez śmierć, dziecię wydane na łup samotności i tyraństwa starego, niezdolnego do uczucia człowieka. Tak; to było ciekawe tło. Odpowiednie tło dla tego chłopca, które uczyniło go jakby doskonalszym. Poza wszystkiem, co istniało, była tragedja. Światy musiały się zmagać w burzy, aby