Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/59

Ta strona została przepisana.

dawno. A teraz, mój drogi, młody przyjacielu, jeśli wolno mi pana tak nazywać, ośmielę się zapytać czy to wszystko, co nam pan pierw opowiadał, to pańskie prawdziwe poglądy?
— Zapomniałem już co powiedziałem, — uśmiechnął się lord Henryk. — Czy to było coś złego?
— Bardzo złego. Uważam pana rzeczywiście za niebezpiecznego, a jeśli naszej dobrej księżnej coś się przydarzy, pan w pierwszym rzędzie ponosić będzie za to odpowiedzialność. Ale pragnąłbym móc mówić o życiu w ten sposób, jak pan. Moje pokolenie było takie nudne. Jeśli się pan kiedyś przesyci Londynem, niech pan przyjedzie do Treadley, aby nad flaszką doskonałego burgunda, którego jestem szczęśliwym posiadaczem, wyłożyć mi swoją filozofję użycia.
— Z przyjemnością. Wizyta w Treadley jest wielkim zaszczytem wobec tak doskonałego gospodarza i tak wspaniałej bibljoteki. — Pan uświetni moją siedzibę, — odpowiedział stary pan z uprzejmym ukłonem. — Ale teraz muszę już pożegnać pańską ciotkę. Jestem zajęty w Ateneum. To pora, w której sypiamy tam.
— Wszyscy, mr. Erskine?
— Czterdziestu panów w czterdziestu fotelach. Zaprawiamy się do angielskiej Akademji Umiejętności.
Lord Henryk uśmiechnął się i wstał. — Ja idę do parku, — rzekł.
Gdy podchodził do drzwi, ramienia jego dotknął Dorjan Gray. — Zabiorę się z panem, — szepnął.
— Myślałem, że obiecał pan Bazylemu Hallwardowi przyjść do niego? — odpowiedział lord Henryk.