Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/72

Ta strona została przepisana.

łem się więc. Dziwne to było, że nie chciałem jej poznać, prawda?
— Nie; nie uważam.
— Dlaczego nie, kochany Harry?
— Powiem ci to kiedy indziej. Teraz opowiedz mi o dziewczynie.
— O Sybilli? O, była taka lękliwa i taka delikatna. Ma w sobie coś z dziecka. Kiedy opowiadałem jej, co sądzę o jej grze, oczy jej rozwierały się w cudownem zdumieniu, zdawało się, że nie wiedziała nic o swojej potędze. Zdaje się, że oboje byliśmy nieco podnieceni. Stary Żyd stał z ohydnym uśmiechem przy drzwiach brudnej garderoby, podczas gdy my patrzeliśmy na siebie jak dzieci. Z uporem nazywał mię milordem i musiałem zapewnić Sybillę, że nie byłem niczem podobnem. Rzekła poprostu: „Wygląda pan raczej jak książę. Muszę pana nazywać Uroczym Księciem”.
— Daję słowo, Dorjanie, miss Sybilla umie prawić komplementy.
— Nie rozumiesz jej, Harry. Patrzała na mnie poprostu jak na postać ze sztuki teatralnej. Ona nie wie nic o życiu. Mieszka z matką, uwiędłą, znużoną kobietą, która pierwszego wieczora grała w czemś w rodzaju penjuaru rolę lady Capulet, i wygląda jakby znala kiedyś lepsze czasy.
— Znam to. Deprymują mię takie rzeczy, — mruknął lord Henryk, przyglądając się swoim pierścieniom.
— Żyd chciał mi opowiedzieć jej historję, ale oświadczyłem mu, że mnie to nie interesuje.
— I dobrze zrobiłeś. Tragedje innych ludzi mają w sobie zawsze coś nieskończenie wulgarnego.
— Idzie mi tylko o Sybillę. Co mnie obchodzi jej pochodzenie? Od drobnych stóp do ma-