Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/84

Ta strona została przepisana.

ci dał tę wstrętną fajkę, albo Nedem Langtonem, który kpi z ciebie, że ją palisz. Bardzo to ładnie z twojej strony, że poświęcasz mi ostatnie popołudnie. Dokąd pójdziemy? Chodźmy do parku.
— Nie jestem dość ładnie ubrany, — rzekł James, marszcząc czoło. — Tylko ludzie eleganccy chodzą do parku.
— To głupstwo, Jim, — szepnęła Sybilla, gładząc go po ramieniu.
Chłopak wahał się przez chwilę. — Dobrze, — rzekł wreszcie, — ale pośpiesz się trochę z ubraniem.
Sybilla w tanecznych podskokoch opuściła pokój. Słychać było jeszcze jej śpiew, gdy wbiegała po schodach. Drobne jej stopy stukały o stopnie.
James przeszedł się dwa czy trzy razy po pokoju. Potem podszedł do milczącej postaci w fotelu. — Czy moje rzeczy gotowe, mamo? — zapytał.
— Tak, gotowe, James, — odpowiedziała matka, nie podnosząc oczu z nad roboty. Od kilku miesięcy czuła się nieswojo, ilekroć była sama ze swym szorstkim synem. Jej płytką ale skrytą naturę niepokoił jego wzrok. Zapytywała siebie w duchu, czy James nie podejrzewa czego. Milczenie, gdyż nie odezwał się więcej, było dla niej nieznośne. Zaczęła się uskarżać. Kobiety bronią się, atakując, podobnie jak atakują, poddając się nagle.
— Spodziewam się, że będziesz zadowolony z zawodu marynarza, James, — rzekła. — Nie zapominaj, że to twój własny wybór. Mogłeś zostać pisarzem u adwokata. Adwokaci to ludzie