Strona:PL Ossendowski - Czarny czarownik.pdf/39

Ta strona została uwierzytelniona.

jąc księgi dżungli, może opowiedzieć co robiły i nawet co myślały te zwierzęta, które pozostawiły po sobie te liczne ślady.
— Ten stary bawoł zatrzymał się w tem miejscu, węszył i słuchał, bo uszu jego doszły stąpania dużego zwierza; po chwili jednak spokojnie ruszył naprzód, bo to od prawej strony zbliżała się antylopa końska.
Przeszły tu dwa słonie, lecz nagle skręciły w bok i piły wodę o kilka strzałów z łuku, tam, gdzie obok nich stało całe stadko pręgowatych antylop.
— Tu skradała się do stojącego w wodzie dzika-pantera, lecz po chwili poszła dalej, bo ofiara zwęszyła ją i, popłynąwszy rzeką, znikła w gęstych zaroślach.
— Na tem miejscu magnusta wpadła na kuropatwę, widzę tu kilka wyrwanych piór, podrapaną ziemię... Kuropatwa umyka, ciągnąc za sobą wroga... Uratowała się, czy nie?... Nie! widzę kroplę krwi... a tu z — przegryzionej szyi wyciekła do reszty... Mangusta uniosła ofiarę w gąszcz trawy... Ślady drapieżnika schodzą ze ścieżki i znikają w zaroślach.
Tak opowiadają murzyni-tropiciele i mogą tak mówić cały dzień i przez cały rok, ponie-