Strona:PL Ossendowski - Czarny czarownik.pdf/96

Ta strona została uwierzytelniona.

niby posąg siedzącego na szczycie wyschłego mahoniu?
Czy pamiętacie, jak bez szmeru i... bez ruchu sunęły, nie pozostawiając po sobie śladu na lagunie, czarne pirogi rybaków?
A w kilka godzin później — ten ryk, chaos, szaleństwo i potęga przypływu Oceanu, gdy biało grzywiastymi bałwanami bił w piasczyste wydmy, broniące mu wstępu do laguny — spokojnej i pięknej, bo nie znającej wiekuistej walki o przemoc, nie żądającej ciągłych zmian i wstrząśnień!
Czyż nie myśleliśmy wtedy wszyscy czworo, że to pełna porywu, dążeń, postępu i walki cywilizacja białej rasy bije potężną falą w brzegi spokojnej spokojem umierania Afryki, chce wchłonąć w siebie jej duszę, — niezmierzoną, nieznaną, beztroską lagunę i szaleć i walczyć pędząc coraz dalej i dalej, od krańca do krańca lądu, niebaczna na to, czy niesie na pióropuszach swych fal — szczęście lub niedolę?
Dziękujcie wiec mi, mili towarzysze, bo pokazałem Wam Czarnego Czarownika, co ludzi zmienia w pantery, co umie zabijać i uzdra wiać, a który rzucił urok i na nasze dusze...
Bo oto zapomnieliśmy już o plagach, któremi nas ścigał i nękał bez litości, i z tęsknotą