Ona zaś spoglądała na niego obojętnie, gdyż ledwie oddychała z objedzenia.
Wkrótce zniosła do gniazda trzy duże, zielonkawe jajka i usiadła na nich.
Samiec przynosił jej żaby, ślimaki, wykradzione z gniazd jajka kuropatw i czajek, a nawet wodę, którą ze swego wola przelewał do dziobu nastroszonej i zafrasowanej pani.
Czasami jednak i ona zlatywała z gniazda, a wtedy zastępował ją mąż, ogrzewając swem opasłem ciałem jajka, złożone na miękkiej podściółce z mchu,papieru i puchu.
Siedział, rozglądając się wokoło.
Syczał gniewnie, gdy spostrzegał krążącego w oddali jastrzębia lub kotkę, gramolącą się na strzechę stodoły.
Wróg się jednak nie zbliżał, bo któżby to chciał spróbować, jak smakuje potężny dziób bociani?!
To też pomyślnie wysiedziały nasze boćki nowe potomstwo.
Z jajek wykluły się trzy małe, słabowite, długodziobe od urodzenia istotki.
Bezradne to były maleństwa, co chwila padały na bok i żałośnie piszczały.
Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.