Teraz dopiero musiały naprawdę pracować stare boćki!
Pisklęta słabe były i bezbronne, lecz apetyty miały przerażające!
Rodzicówby nawet zjadły, gdyby stare nie dostarczały im poddostatkiem żabek, ślimaków, chrabąszczy i koników polnych, czasami ryb, a nawet piskląt innych ptaków.
Matka szybko nauczyła swoich małych synków chwytać pokarm dzióbkami, ojciec zaś poił je.
Jeden z małych boćków rósł z niebywałą szybkością.
Po kilku dniach nietylko stał już na wysokich, cienkich nogach, lecz nawet syczał, klekotał i uczył się szczękać dziobem.
Pewnego razu matka zdybała go na samym skraju gniazda.
Stał i przyglądał się Stasiowi, biegającemu z Żuczkiem po podwórzu.
Zaniepokoiło to samicę, bo synek mógł przecież wypaść i zabić się.
Zatknęła więc dokoła gniazda kilka patyków, robiąc zagrodę.
Rodzeństwo dzielnego boćka dopiero zaczęło podnosić się na długich nogach, podczas, gdy on sfrunął już na
Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.