strzechę i chodził po niej, poważny i zadumany, łapiąc muchy i chrabąszcze.
Po tygodniu odlatywał z ojcem lub matką na łąkę i polował na własną rękę.
Rósł i tył z każdym dniem.
Staś przezwał go „Łobuzem“, a to dlatego, że bociek lubił rozdawać kuksańce młodszemu rodzeństwu.
Pewnego razu Łobuz przechadzał się po łące, łakomie zerkając na śmigające myszki.
Ujrzawszy norkę w ziemi, zaczaił się przy niej.
Stał nieruchomo, jakgdyby był nieżywy, i cierpliwie oczekiwał na zdobycz.
Nie widział młody bociek, że przez łąkę szedł myśliwy ze strzelbą. O kilka kroków przed nim biegł biały wyżeł i węszył.
Nagle zerwały się kuropatwy i z łopotem skrzydeł i krzykiem rzuciły się do ucieczki.
Myśliwy strzelił, i jeden ptak upadł.
Łobuz nie słyszał wystrzału, bo, zanim go dobiegł huk, poczuł ostry ból w skrzydle.
Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.