Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

we, które mu przypadkowo skaleczył myśliwy.
Skończywszy z tym zabiegiem, długo machał skrzydłami, szczękał dziobem i klekotał.
Tak był zajęty przygotowywaniem się do podróży, że nie spostrzegł przyglądającego mu się Stasia i ujadającego Żuczka.
Czarny piesek skakał pod stodołą i szczekał.
Zapewne, w ten sposób żegnał odlatującego przyjaciela.
Na zegarku, wiszącym w chałupie, dochodziła godzina druga, gdy Łobuz uspokoił się.
Przysiadł w gnieździe i, zamknąwszy oczy, drzemał przez pół godziny.
Wreszcie wstał i długo kręcił głową, patrząc na pogodne niebo jesienne.
Zauważył, że, chociaż na ziemi cicho było, bo gałęzie drzew nie ruszały się wcale, a kurz nie kłębił się na drogach, — białe obłoczki, zawieszone wysoko, mknęły jednak szybko.
Pędził je wiatr, dmący ponad żółtemi ścierniskami, lasem i dzwonnicą kościoła.