Łobuz szczęknął głośno twardym dziobem i zaklekotał głucho, a krótko.
Rzucał ostatnie pożegnanie ludziom i całej okolicy, gdzie się urodził i stał się dorosłym ptakiem.
Zleciał z gniazda i, prawie nie poruszając skrzydłami, popłynął nad ziemią.
Dopiero minąwszy łąkę, zaczął zataczać szerokie koła, które stawały się jednak coraz węższe w miarę, jak wzbijał się wyżej i wyżej.
Nagle zatrzymał się na chwilę, wisząc na rozpostartych skrzydłach.
Łobuz poczuł, że podrywa go wiatr, jeszcze słaby i co chwila ustający.
Wzniósł się wyżej, i tu dopiero mocniejszy podmuch szarpnął go i przechylił na prawy bok.
Bociek rozpuścił swój krótki ogon, a wiatr syczał, uderzając o twarde pióra.
Sterując nim, leciał teraz na południe.
Ani na chwilę nie wątpił, że obrał dobry kierunek.
Nie wiedział dlaczego, lecz był przekonany, że południe jest właśnie tam,
Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.