gdzie bystry wzrok boćkowy dostrzegał ledwie widzialne zębate góry.
Lecąc, starał się oszczędzać siły.
Gdy w pewnem miejscu wiatr się zmienił i zaczął go znosić na lewo, ku wschodowi, bociek zatoczył koło i wzbił się jeszcze wyżej.
Tu znalazł, czego szukał.
Wiatr na tej wysokości dął wprost na południe.
Poruszając skrzydłami tylko poto, aby zachować równowagę, Łobuz oddał się na wolę wiatru.
Podstawiał mu skrzydła, aby prąd powietrza go trzymał, i, uderzając w lekko pochylone pióra, niósł naprzód.
Leciał bardzo prędko.
Ziemia — malutka i szara — uciekała wtył.
Na niej, niby ciemne plamki, widniały wioski i większe, nad któremi wisiały chmury dymu — miasta.
Chwilami widział białe nici, wijące się, jak węże.
Były to rzeki, których nie znał wcale.
Białe smugi pary, lecące tuż-tuż ponad ziemią, oznaczały pędzące pociągi.
Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.