Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ V.
NAD PUSTYNIĄ.
Bociek obudził się na dobre, gdy zaczęło już świtać.
Spojrzał na morze.
Kotłowało się, kipiało całe.
Bałwany z łomotem rozbijały się o kamienną kolumnę latarni.
Słone bryzgi i płaty piany zalatywały aż na szczyt i padały na kamienną posadzkę.
Ranne ptaki nie doczekały nadejścia dnia.
Leżały sztywne i martwe.
Łobuz, jakgdyby zrozumiawszy, co się stało, zaklekotał żałośnie.
Chciałby odlecieć czemprędzej, lecz zaledwie wyszedł ze swej kryjówki, wicher w jednej chwili porwał go i cisnął o sztachety.