Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

Najadłszy się za wszystkie czasy, pociemku wyruszył na poszukiwanie wody.
Po nocy nie mógł znaleźć źródełka ani potoku, wpadającego do morza.
Zato zupełnie przypadkowo zauważył wodę, która się zebrała w zagłębieniu skały.
Bociek napił się i natychmiast wlazł pomiędzy dwa głazy.
Był tak znużony, że zapomniał o czujności.
Usnął, jak zabity.
Nie widział już, że po niebie płynął księżyc, rozświetlając pustynny brzeg.
Panowała cisza, którą zrzadka tylko płoszył plusk fal.
I mimo to, Łobuz nagle się obudził.
Coprawda, nie mógł się nie obudzić.
Coś schwyciło boćka za pióra na piersi i szarpnęło.
Przerażony, podniósł powieki i zobaczył wroga.
Narazie wydało mu się, że jest w zagrodzie polskiej i, że widzi przed sobą Żuczka.
Bystre oczy ptaka, przyzwyczajone do nocnego lotu, spostrzegły jednak, że piesek, który wyrwał mu kupę pierza,