Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

— Las! — ucieszył się Łobuz.
Był to duży gaj palmowy. Sto tysięcy palm daktylowych rosło tu, a wśród nich biegły z pluskiem potoki wody.
Takie gaje na pustyni noszą nazwę „oaz“.
Była to oaza El-Urit.
W cieniu drzew o pierzastych liściach stały chatki i namioty.
Wszędzie roiło się od ludzi, wielbłądów i owiec.
Łobuz poczuł zaufanie do ludzi w białych i granatowych burnusach.
Pokrążywszy trochę nad oazą, opuścił się na koronę najwyższej palmy.
Spostrzeżono go.
— Bocian! Bocian! — krzyczały po swojemu bronzowe, opalone dzieciaki, przyglądając się siedzącemu na drzewie ptakowi.
Jakiś stary Arab, szepcąc coś, podszedł natychmiast do palmy i wysypał z worka daktyle.
Gdy odszedł daleko, bociek zeskoczył na ziemię i uraczył się słodkiemi, złocistemi owocami.
Daktyle, za któremi przepadają dzieciaki, rosną i dojrzewają na Saharze,