wąż, ogon i ogromne, gorejące oczy wzbudziły zachwyt w boćku.
Przyjrzawszy się nieznanemu zwierzęciu, znowu się zdumiał.
Przypomniał sobie, że, będąc jeszcze pisklęciem, nieraz przyglądał się białej kotce w rude plamy.
Właziła na strzechę stodoły i wygrzewała się na słońcu, mrużąc zielone oczy i pomrukując.
Matka Łobuza nie lubiła tego sąsiedztwa i szczękaniem dzioba i klekotem odpędzała kotkę.
Bociek, żerując nad Bzurą, spotykał koty — czarne, szare i białe.
Czaiły się one nad wodą i czatowały na ryby, podpływające pod brzeg.
Ten piękny, duży zwierz, jak dwie krople wody podobny był do kota.
Łobuz nie wiedział, że istotnie był to kot, tylko bardzo duży i niezwykle drapieżny.
Ludzie nazwali go lampartem lub panterą.
Drapieżnik spostrzegł małpy, które nie zdążyły wdrapać się na stojące wpobliżu wysokie drzewa.
Jednym susem runął na nie.
Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/80
Ta strona została skorygowana.