dzikich, niedostępnych puszcz, widziały w dżungli afrykańskiej niezwykłe rzeczy.
Wspominały je potem, stojąc w swoich gniazdach i ochraniając słabe, bezbronne pisklęta, trochę tęskniąc i marząc o kraju, w którym płonie wiecznie skwarne słońce.
Boćki tkwiły pewnego razu na szczycie drzewa kauczukowego i spoglądały na wysoki kopiec termitów, stojący w cieniu.
Nagle Łobuz posłyszał coś niezwykłego.
Doszły go z oddali łomot, trzask tratowanych krzaków i głośne sapanie.
Nic jeszcze nie widział przez zwichrzoną gęstwinę roślinności.
Tymczasem dźwięki te zbliżały się szybko.
Wkrótce ptaki spostrzegły, że wysokie zarośla trzcin bambusowych chwieją się na wszystkie strony, jakgdyby z siłą rozsuwane. Coś szło przez nie, łamiąc je i tratując.
Boćki przysiadły nieco na zgiętych nogach, gotowe zerwać się do lotu, i, wyciągnąwszy szyje, wpatrywały się w gąszcz.
Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/83
Ta strona została skorygowana.