Strona:PL Ossendowski - Daleka podróż boćka.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie rozumiejąc, dlaczego, kochały ten cichy, spokojny kraj, gdzie nie było mangust, szakali, plamistych pytonów i centkowanych panter.
Boćki przygotowywały się do lotu.
Jadły tylko wyborowe pożywienie: termity, ostrygi i ryby. Dużo i często piły. Trenowały się w locie na rozpostartych, nieruchomych skrzydłach. Szukały jakichś korzonków. Całemi godzinami gniotły sobie i rozcierały skrzydła i nogi. Czyściły pióra.
Tornado coraz częściej przypominało o sobie porywczym wichrem i coraz czarniejszemi chmurami.
Łobuz, przypomniawszy sobie o złamanem niegdyś skrzydle, postanowił je wypróbować.
Skorzystawszy z tego, ze towarzyszka jego odleciała do kąpieli, zaczął wzbijać się coraz wyżej i wyżej. Stał się ledwie dostrzegalnym punkcikiem, zawieszonym pod czarną chmurą.
Bociek ogarniał wzrokiem obszerny szmat ziemi, leżący pod nim.
Widział dżunglę i jezioro z wyspą, gdzie spotkał po raz pierwszy swoją towarzyszkę; dojrzał osiedla murzyńskie i żółtą płaszczyznę pustyni, która zaczynała się tuż za rzeką.