Ogromny sęp trzepotał czarnemi skrzydłami nad bocianicą, dopadał jej co chwila, usiłując zadać cios w głowę.
Broniła się jednak, nadstawiając mu dziób i wydając głośne klekotanie, którem przyzywała bociana na pomoc.
Łobuz nadążył w porę, bo towarzyszka jego traciła już siły, odpierając atak drapieżnego ptaka.
Bocian runął na napadającego sępa, uderzył go piersią i cisnął o ziemię. Drapieżnik nie żdążył już powstać, bo Łobuz dziobem przygwoździł mu szyję do ziemi i, przycisnąwszy, trzymał długo, aż sęp przestał się ruszać i leżał z wyciągniętemi, sztywnemi skrzydłami.
Uderzywszy go kilka razy w głowę, bociek-zwycięzca odszedł i, stanąwszy na uboczu, przyglądał się powalonemu wrogowi.
Zrozumiawszy, że sęp wyzionął ducha, Łobuz podniósł głowę ku niebu i długo klekotał głośno i radośnie...
. | . | . | . | . | . | . | . | . |
Była to ostatnia przygoda boćków.
Nazajutrz Tuaregowie, koczujący na Saharze, z zaciekawieniem przyglą-