Siwka nie było w stajence. Powiózł rodziców chłopaka do miasteczka.
Burek nie chciał się bawić ze Staszkiem.
Czuł się senny, a może dokuczały mu pchły.
Gołębie turkotały na strzesze. Śmigały jaskółki. Kłóciły się wróble, zabawnie skacząc po płocie.
Chłopczyk wyszedł w pole.
Ślicznie tam było. Każda trawka jeszcze wilgotna od rosy, błyszczała, niby srebrna. Kwiatki starały się prześcignąć piękną wonią i barwą.
Gdzieś wpobliżu grał pasikonik. Fruwały białe i żółte motylki. Biegły zakłopotane chrząszczyki. Mrówki szły wolno, dźwigając jakieś patyczki i ziarenka.
Biedronka pełzła po gałązce głogu. Dobiegłszy do końca, zawracała i spełzała na dół. Po chwili znowu gramoliła się do góry. Wreszcie zrozumiała, że postępuje niemądrze. Rozwinęła skrzydełka i odleciała.
Staszek szedł ścieżką wśród żyta.
Posłyszał nagle cichy i żałosny pisk.
Spojrzał sobie pod nogi. Tuż koło swojej stopy ujrzał małego ptaszka.
Strona:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.