— Puść, puść małego! — prosiła. — Słaby jest i drobny. Możesz uszkodzić mu skrzydełka. Nie będzie mógł latać, a wtedy porwie go kot, pies lub jastrząb!
Chłopak ukląkł i puścił pisklę.
Z głośnym piskiem podbiegło do matki i śmignęło jej pod skrzydło.
Po chwili ptaki ukryły się w życie.
Staszek ruszył dalej, uśmiechając się na wspomnienie o swej przygodzie.
Nie uszedł jednak i stu kroków, gdy na ścieżkę wybiegła kuropatwa.
Chłopak poznał ją odrazu i pomyślał:
— To ta sama!... Ale czegóż ona chce ode mnie?
Kuropatwa patrzyła na niego uważnie, a potem pobiegła miedzą.
Co chwila oglądała się i, widząc, że chłopak idzie za nią, sunęła dalej.
— Prowadzi mnie gdzieś, — domyślił się Staszek. — Ale gdzie i poco?
Kuropatwa doprowadziła go na nieduży pagórek, zarośnięty wysoką trawą.
Krążyła w niej, coś skubiąc i ciągle oglądając się na chłopaka.
Miała zakłopotany i stroskany wygląd.
Strona:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.