Staszek pochylił się i ujrzał zwisające z krzaczków duże, dojrzałe poziomki.
Słodkie były niezwykle i soczyste.
Chłopak najadł się i narwał ich pełną czapkę.
Cieszył się, że poczęstuje jagodami babcię i rodziców, gdy znużeni powrócą do wsi.
Kuropatwa nie odlatywała.
Spostrzegłszy, że chłopak nie zbiera już poziomek, pobiegła dalej. Najwidoczniej było, że znowu go gdzieś prowadziła.
Wyszli wreszcie na świeżą podorywę.
Kuropatwa biegła brózdą, a o kilka kroków za nią szedł chłopak.
Wreszcie kuropatwa przystanęła i zatrzepotała skrzydłami.
Pomiędzy dwiema skibami na podściółce z suchej trawy leżały dwa zajączki. Milutkie, niedawno zapewne urodzone, bo nieruchawe jeszcze i słabowite.
Staszek przyglądał się im z zaciekawieniem i miłością, bo bardzo lubił wszelkie zwierzęta i ptaki, nigdy im nic złego nie czyniąc.
Zajączki miały długie uszki, przyciśnięte do grzbietów, i wybałuszone, nic jeszcze nie rozumiejące czarne ślepki.
Strona:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.