Tymczasem kuropatwa wydała głośny, niecierpliwy okrzyk i popędziła dalej, a tak szybko, że Staszek musiał biec za nią.
Tak dotarli do wąwozu, którym na wiosnę pędził potok, zbiegający z pól.
Widniał tam głęboki dół, wybity przez ściekającą z brzegów wodę.
Kuropatwa stanęła nad dołem i zaczęła niespokojnie trzepotać skrzydłami i zaglądać na dno.
— Cóż tam znów takiego? — pytał chłopak i, zbiegłszy ze stromego zbocza, zajrzał do dołu.
Na dnie miotał się zając. Skakał, jak szalony, usiłując wydostać się nazewnątrz, lecz ziemia co chwila usuwała mu się z pod łap. Padał, uderzając się ciężko o ziemię.
— Ach, domyślił się Staszek, — to zapewne mama tego długouchego drobiazgu! Wpadła biedaczka do dołu i nie może się teraz wydostać!
Położywszy się na ziemi, przechylił się przez krawędź wyboju.
Z trudem udało mu się schwytać szaraka za uszy i wyciągnąć z pułapki.
Strona:PL Ossendowski - Drobnoludki.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.