Strona:PL Ossendowski - Rudy zbój.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

czeć. Tylko mała moja Ostrokiełka — najmłodsza i najsłabsza córeczka, — nie mogła przyjść do zdrowia… Ale wreszcie i ona się wylizała… Teraz leżą wszystkie w norze — słabe i wciąż głodne… Muszę je dobrze odżywiać, aby nie zmarniały i jak najprędzej okrzepły, bo inaczej… (ach, strach ogarnia mnie na tę myśl!) gdy przyjdzie zima, nie będą mogły wychodzić na łowy i… zginą!…
— Dlaczegożbyś nie miała ich karmić w zimie? — pomyślał Jędrek i zdumiał się, bo w wyciu liszki posłyszał odpowiedź:
— Sama nie wyżywię ich! Nie wyżywię!… Myśliwi napewno wytropią mnie po śniegu i zabiją… Zresztą, trudna to rzecz porwać zająca, skraść się do cietrzewi, schwytać kuropatwę. Oj — trudna! Dla siebie samej nie zawsze znajdowałam zdobycz, a cóż dopiero przekarmić pięcioro młodych lisiąt?! U — u — u, — wyła liszka, coraz wyżej zadzierając rudą, zbolałą głowę.
— Cóż wtedy stanie się z małymi lisiątkami? — mignęła Jędrkowi niespokojna myśl.
— Ach! Ach! Ach! — zawodziła liszka. — Długie dni i noce troska gryzła moje serce matczyne… Gdyby żył mój mąż, ojciec