Jak widzicie, moi najdrożsi, bajki nie zawsze są tylko nieprawdą, bo wcześniej, czy później okazuje się, że opowiadają o tym, co jest prawdziwe, tylko że my na razie nie wiedzieliśmy o tym, czy też nie potrafiliśmy spostrzec. Przekonał się o tym pewien mały chłopczyk, który nazywał bajkami opowiadania o mówiących zwierzętach. Nazywał się Jędrek, a był synkiem gajowego. Tatuś Jędrka — pan Walenty, chociaż całe dni spędzał w lesie (duży był to i gęsty las!), o żadnych tam dziwach nie myślał, zresztą, gdyby nawet chciał myśleć, to nie miałby na to czasu. Zapracowany przecież był od rana do wieczora, a czasem to i w nocy nieraz zrywał się z łóżka, brał strzelbę i szedł do lasu. Czynił to w tym wypadku, gdy czujny wilk Chwyt zaczynał ujadać i starał się zerwać łańcuch, na którym był uwięziony przy ganku gajówki. Chwyt szczekał okropnie głośno. Pan Walenty dobrze znał swego psa i w głosie jego, nie dziwiąc się temu wcale, słyszał wyraźnie:
— Rety! Rety! Jakiś zły człowiek rąbie świerk nad potokiem. Trzymaj go! Trzymaj!
Ponieważ sam pan Walenty żadnych dziwów w lesie nigdy nie widział, nic też o nich synkowi opowiedzieć nie mógł. Więcej ciekawych rzeczy usłyszał Jędrek od mamy, bo lubiła dużo mówić i wszystko wiedziała najlepiej. Pani Walentowa od dwuch już miesięcy skar-
Strona:PL Ossendowski - Rudy zbój.djvu/6
Ta strona została uwierzytelniona.