moje… Jaki taki pod stół z swoją; jedna siódemka śnie placu dotrzymywać, nawet odkazuje się. Komornikiewicza biorą złości — sadzi i resztę — święci kartę — sięga po płatkę. Alić junak przy siódemce, łap go za pięść: stój panie bracie! i tu czternaście? a ręka; Komornikiewicz szust z pod belka: kwita albo dwoje… Karty… karty… i karty… oko i oko… każde przysolił. Dwójka: buch na nią worek, jeszcze karty… trójka… ej do sto djabłów, jeszcze karty… niźnik… Po kacie sprawa — piętnaście na stole… ściska zęby. Chlust na komin kartami… Oj ślepa fortuno co toczysz kołem, czyli w rańtuchu się chuśtasz na szóstce żołędnéj, alboż się na moją stronę nie pokołyszesz? Westchnął, porwał za świeżą paszę: dama, do damy niźnik; djabła warte takie małżeństwo. — Cóż za osobliwszéj sztuki dokazywali, choć ich kroniki z tego chlubją, nasz Zygmunt I i August wtóry, że gry kart rozdzierali: potrafił to i Komornikiewicz. Z pięćdziesiąt dwóch, jedna nie została cała. Wyprzysięga się jak na chrzcie świętym djabła: kralek, panfilów, niźników, tuzów, dwójek. Godzinę tam i sam chodzi po izbie, drapie, łamie, gniecie ręce i palce, mruczy pod nosem. Tym czasem skromny zwycięzca, bez uśmiechu i przekąsu zgarnywał do worka złoto. Już się zaciemniało na stole, aż oto jedną razą Komornikiewicz ni z tego ni z owego: halt! zawołał. Rewanżuję w faraona! — Za pierwszą rzuconą łamie króla, toż za drugą, za trzecią. To mi monarcha, szukać takiego! i czwarty róg nasterczył. Jeszcze się i w pół gnie. Bodaj był Komornikiewicz już na tém przestał; ale nieumiarkowany młodzik, męczył króla tak długo, że mu się też aż zacknęło być statecznie łaskawym… Odwrócił berło, zaczem Komornikiewicz też, faraona losem, ze wszystkiem co miał na sobie, z sobą, przy sobie, wzgląbsz przepadł. Ach bo-
Strona:PL Ossoliński Józef Maksymilian - Wieczory badeńskie.djvu/026
Ta strona została przepisana.