Niedaleko w zapadłym zamczysku, mamona siedziała na skarbach, o czém wszystkie baby wiedziały, stare jak młode. Panicz myślił się do prawdy hartować u djabła i tam się zapędził.
Nim się zmierzchło stanął Komornikiewicz w przybytkach Wściórnawskiego. Nic mu się niezdało czekać na biésa aż do północy. Dłużéj ci on jeszcze u drzwi lichwiarza czapkował. Przez ten czas gotował się na perorę. O północy na kilkakrotne: hola! Zatrzęsła się ziemia, zachybotały się mury, szum powstał po całym zamczysku; sowy, wrony, nietoperze zatrzepotały skrzydłami; łuna jaskrawo-czerwona, błękitnym płomieniem nasrożyła ciemności. Otóż djabeł.., Nieborak młodzik odrzekłby się był wszystkiego byle nie kart. Zdudkował tak, że mając na panewce przedmowę, spalił słowa, harknął, kaślnął, splunął, nie umiał przecie co innego powiedzieć jak: najjaśniejszy! miłościwy!.. i bez końca to samo. Djabłu ckliwo się stało. Huknął: Wiem hultaju żeś się onegdaj zgrał do koszuli; myślisz, że z djabłem lepsza sprawa jak z starym ojcem! Ha! ha! Tyże to młodziku starego wygę w pole wywiedziesz? Znamy was jacyście teraz. Niestało już między wami Twardowskiego; nie raz już wasze szlacheckie słowo[1] zastawiłeś na przepadek, a ani cię zabolała głowa żebyś je wykupił; nie polecisz ptaszku do Sixtusa[2] ani będziesz palił świeczki Krzysztofowéj, aleś gotów się drugi raz panfilowi przedać! Pytasz pani co to świeczka Krzysztofowa... Naruszewicz był by tu przyłatał przypisek dłuższy jak sztuka, Ja te świeczkę raczéj