to naszych dwa, waszych lat piętnaście wynosi naszych trzydzieści. Myślicie że dla jednego waszeci świat się u nas przewróci do góry nogami? Krzysztof zamiast się sprzeczać z djabłem, lepiéj użył swojej godziny; na rękę też dla niego, był między goszczącemi ksiądz nie z lada głową, który skoro mu się Krzysztof wyspowiadał, poradził mu, świecę z stołu wziąwszy, iść targować się z djabłem o fryszt, pókiby się niedopaliła. Niebyło znać na wszystkie nogi kowane djablisko, bo nawet bez długich korowodów, delacyj, pozwoliło. Ksiądz świece czémprędzej w święconej wodzie zanurzył, i jak owo Achilla w morzu, o czém Homer, matka Tetys, w niej ja zahartował, że paliła się zawsze, a nigdy się niedopalała. Potem w klasztorze przez Krzysztofa zbudowanym, gdzie ja oddał, więcej mnichom grosza niż sam wyłowił od djabła, napędziła.
Przypominam sobie coś podobnego co ksiądz Jęczyński pisze[1]
Jeśli Francuz gracz i Polakowi niczego. — Jakiś brat nasz Łata, wszedł tam był kiedyś, w takuteńki frymark z djabłem, a umowa była na 31 lat. Djabeł gładko przesadził laskę z za trzech, przed trzy, i po skończonym trzynastym roku pozywał go. Ów też poczciwiec udał jak Krzysztof, że się nie myśli dać uzdać; chciał tylko jeszcze szklankę marcowego piwka połknąć na szczęśliwą podróż; ale zamiast pod wiechę, skoczył pod krzyż i djabła na koszu zostawił.
- ↑ In Mss. Collectaneorum.